Problem w tym, że z perspektywy zarządu to są dziesiątki związków i każdy uważa że reprezentuje pracowników. A są takie związki do których należą ci wszyscy rozmnożeni ponad miarę kierownicy, którzy zamiast rozumieć że są częścią problemu, próbują przez przynależność do związku chronić swoje dupy.
Dlaczego nie zgadzają się np. na redukcję etatów kierowniczych, żeby móc zachować te najważniejsze? Bo stołki do dup solidaruchom przyrosły.